czwartek, 27 czerwca 2013

Początek dobrej passy ?

Zdaje się, ze wczoraj nastąpiło u mnie jakieś przełamanie. Przełamanie na pozytyw. Czyli szalka wagi, na której jestem JA, prawdziwa JA znów jest w górze. Zaczęło się od wczoraj. Od bardzo niekonwencjonalnego, wręcz 'mistycznego' wydarzenia, które mam zamiar dziś szerzej opisać.
Wczoraj, idąc z pobrania krwi potrzebowałam chwili na wytchnienie, uspokojenie myśli, refleksję. Było również dość zimno, więc nabrałam ogromnej ochoty usiąść samotnie i w spokoju w jakiejś przytulnej kawiarni, napić się czegoś ciepłego i pysznego  oraz dojść ze sobą do porozumienia. Zadzwoniłam do mamy, że jestem już po kłuciu. To co od niej usłyszałam dosłownie zwaliło mnie z nóg. Oznajmiła mi, że była u wróżki. Pytała o przyszłość, o mnie, o mój związek, o moją sytuację, o moje marzenia. To było niesamowite ... Okazało się, że wróżka widząc jedynie moje zdjęcie oraz poznając moją datę urodzenia wiedziała o mnie WSZYTKO. Mama nie powiedziała jej o mnie ani słowa, a ta kobieta widziała nawet, że mam problemy z krtanią. Według przepowiedni - będzie dobrze .... będzie dobrze ze wszystkim. Nie chcę , być może nawet nie można zdradzać szczegółów, ale przyszłość, która została odczytana mi z kart jest dokładnie taka, jaka jest w moich najszczerszych, najskrytszych marzeniach .... Niesamowite usłyszeć coś takiego... Wiem teraz, że moje marzenia są zgodne z moim prawdziwym, wyższym JA. Nikt nie ma prawa zarzucić mi, że moje plany są nierealne,  że to pobożne życzenia, marzenia ściętej głowy . Poczułam taką niesamowitą ulgę... Tak ciepło zrobiło mi się na sercu.
A dzisiaj ? Dziś udało mi się to, co również myślałam, że jest stracone. Myślałam, że się do tego nie nadaję, że jestem za głupia, za mało sprytna . Mianowicie, za drugim razem zdałąm prawo jazdy!
Podobno za drugim razem zdają najlepsi kierowcy :) to co czułam było jak zastrzyk endorfin prosto do mózgu. Popłakałam się na koniec ze szczęścia w elce. Niestety pan Egzaminator - człowiek o kamiennej twarzy i bardzo nerwowy pozostawał tym niewzruszony. Największą satysfakcję sprawiło mu chyba wytknięcie moich czterech pojedynczych błędów, które popełniłam, ale "ulać" mnie nie mógł. Aż nie do pomyślenia, jaka z tego człowieka żyleta. Pan S. stosował wobec mnie różnorakie sztuczki , 'podpuszczki' psychologiczne, ale się im nie dałam. Zacisnęłam zęby i pomyślałam sobie
"Chu** ! Dopóki mi się nie każesz przesiadać, to nawet nie patrzę na ciebie i jadę dalej !" I opłaciło się. Wynik jak najbardziej pozytywny :) Nie mogę się doczekać, aż dostanę wreszcie prawko do rąk i pojadę na pierwszą przejażdżkę .

Jutro wyniki matur i wyniki badań. Jeżeli dobra passa się utrzyma - pofrunę pod sufit ...
Oddaję się Wyższej Mocy, by nade mną czuwała .

A co słychać w kuchni ? Ostatnimi czasy naprawdę czasu i sposobności było bardzo mało, aby coś przyrządzić konkretnego. Mam nadzieję, że teraz będzie już z górki .
O drożdżówce z truskawkami i czekoladową kruszonką wspominałam, a wczoraj wyczarowałam kruche ciasteczka w kształcie pierogów. Z nadzieniem również truskawkowym.
Dojrzały już wczesne czereśnie, a ja mam ambicje, by zrobić clafoutis :) Ten przepis napewno będzie zasługiwał na osobny wpis na blogu :)

środa, 26 czerwca 2013

Królowa Kier, Królowa Pik...

Dziś kolejny dzień olbrzymiej huśtawki emocjonalne. Mój mózg musi jakoś przekonwertować ten cały ogrom informacji, które do niego docierają. Musi podjąć właściwe decyzje. Musi trzymać się nadziei, słuchać i ufać temu, co mówi ciało. Dostałam dzisiaj taki zastrzyk pozytywnych informacji od mojej mamy, jednak w tak niekonwencjonalny sposób, że trudno jest to tak od razy ugryźć w odpowiedni sposób. Próbka krwi także oddana, pozostaje teraz trzymać się nadziei. Musi być, co ma być ... Nie może być inaczej, nie damy rady zaprzeczyć naszemu losowi. Musimy sami dostosować do niego swoje działania. Próbuję teraz kierować swoim życiem, aby każda decyzja przeze mnie podjęta przeobraziła się w zmianę częstotliwości moich własnych wibracji. Spróbuję posłuchać Bashara i przenieść się w to równoległe uniwersum, które odpowiada temu, co mówi do mnie Wyższe Ja, co jest moją prawdziwą naturą i odzwierciedleniem moich prawdziwych pragnień.
Dowiedziałam się, że na mojej drodze stanie kobieta ... Królowa Pik, czy Królowa Kier .... Tak, mogę się domyślać kim jest. Nie mogę jednak traktować jej jak wroga. Wiem, że niebawem odsunie się z mojej drogi.

Tymczasem spróbuję na szybko wyczarować jakieś proste, kruche ciasteczka, bo ma mnie dziś odwiedzić stary znajomy, więc chyba zapowiada się wieczór wspomnień czasów szczenięcych. Czasów, w których nie było tylu niedopowiedzeń, trudnych decyzji i obaw, co teraz.

wtorek, 25 czerwca 2013

Tysiąc Oceanów

"Tymi łzami, które wypłakałam, wypłakałam tysiąc oceanów..." 

Nie wiem skąd we mnie znów tak pesymistyczny nastrój. Nie wiem skąd od kilku dni znów we mnie tyle napięcia, tyle różnych myśli, taka huśtawka nastrojów. Coraz ciężej mi żyć ze świadomością rzeczy, których nie mogę zmienić, na które nie mam wpływu.  Dziś czeka mnie ogromne wyzwanie. Boję sie go. Boję się znać prawdę. Boje się, że jeśli okaże się, że znów poniosłam porażkę, załamię się. Boję się, że już nie wstanę.  Tak bardzo proszę Tego Na Górze o pozytywny obrót spraw. Tak bardzo tego pragnę. Tak bardzo chcę się podzielić ze światem wreszcie dobrymi nowinami. Muszę znaleźć w sobie siłę by przejść przez to niezależnie od wyniku. Do tego dochodzi jeszcze ciągły stres. W czwartek będę miała drugi egzamin na prawo jazdy. To oczywiście potęguje obawy, że również to mi się nie uda. miałam taki plan, żeby w najbliższym czasie móc przekazać dwie dobre wiadomości. Tak bardzo chciałabym móc przekazać chociaż tę jedną.... Nie obchodzi mnie zdanie innych. To są moje marzenia, moje pragnienia, moje plany. Nie obchodzi mnie to, ile mam lat. Nigdy nie patrzyłam w metrykę. Nigdy, jeśli w grę wchodziła Miłość. Mam pragnienia, mam plany, podejmuję najszczersze starania i działania. W sercu noszę głęboką nadzieję na zasłużoną wygraną.
Ciężko jest tak żyć. Ciężko jest żyć, gdy nic nie wydaje się układać wedle naszej myśli.
Wczoraj czując się tak bardzo źle, zarówno fizycznie jak i emocjonalnie zasnęłam w ciągu dnia, co zdarza mi się naprawdę niezwykle rzadko. Później udało mi się poprawić sobie humor piekąc drodżówkę z truskawkami i czekoladową kruszonką. Wiem, że ten tydzień, to będzie dla mnie znów sądny tydzień. Tak więc dzisiaj wychodząc z domu, jedyne co mam w moich myślach to NADZIEJA, NADZIEJA i jeszcze raz NADZIEJA.....

piątek, 21 czerwca 2013

Channeling Bashara

Witam ! W moim życiu w ciągu ostatnich dni miało miejsce znów kilka sytuacji, które wybiły mnie z rytmu, zaburzyły trochę swiadomość i znów niestety zostawiły dość bolesne piętno.  Ataki emocjonalne, które mi się przytrafiają, pomimo tego, że mają miesce rzadko, posiadają dużą siłę rażenia. Ale zawsze takie sytuacje sprowadzają mnie do refleksji. Zawsze jestem bogatsza o jakieś doświadczenia. Dzisiaj chciałam napisać o tym, co właśnie znalazłam w internecie. Jako, że lubię czytywać artykuły i oglądać materiały o rozwoju duchowym i wewnętrznym człowieka, zasubskrybowałam na YouTube kanał o nazwie Szaman Psychodeliczny. Są tam umieszczone filmy z channelingiem Bashara. Co to zatem jest, i z czym to się je ? Zacznijmy od zdefiniowania samego zjawiska channelingu. Channeling polega na wierze w to, że jakiś byt, ośrodek emisyjny np. Jezus, anioły, bogowie, postacie z zaświatów czy światów równoległych kontaktuje się z nami poprzez "kanał'. Kanałem jest człowiek - medium, znajdujący się w transie, lub innym stanie zaburzonej świadomości. Kontakt ten następuje drogą pozazmysłową. Podświadomośc medium przekształca przesłania na sygnały werbalne lub gesty, ponieważ sam przekaz jest bardzo trudny do zrozumienia.

Bashar jest to byt przemawiający przez człowieka, który nazywa się Darryl Anka. Bashar istnieje w równoległej rzeczywistości, w ramach czasowych, które my postrzegamy jako przyszłość. Monologi oraz dialogi z Basharem dotyczą szerokiego zakresu tematów takich jak ludzka psychologia, ewolucja planet czy metafizyka. Chciałabym podzielić się filmikiem pod tytułem " Wibracje ciągle tworzące własne rzeczywistości". Bashar chce pokazać nam, że cały wszechświat składa się z bardzo wielu równoległych rzeczywistości, które tak naprawdę tworzymy sami przy użyciu swoich własnych wibracji i nieustannie się między nimi przesuwamy. Koncepcja wibracji, według mnie bardzo dobrze oddaje wewnętrzną sytuację człowieka. Każda rzecz, którą chcemy w życiu osiągnąć zaczyna się w naszych myślach. Aby ją osiągnąć, musimy stworzyć z niej wibrację i się do niej 'dostroić', "przesunąć się", lub "wejść" właśnie w nią, by nasz zamiar stał się realny. To, że coś nam nie wychodzi, dzieje się nie po naszej myśli, również jest wibracją, w którą niestety pozwalamy sobie "wejść". Zresztą, nie chcę opisywać wszystkiego dokładnie według stricte mojego toku rozumowania koncepcji wibracji, chcę, byście wy sami po obejrzeniu filmiku wysnuli swoje wnioski na ten temat i wcielili je w życie. Zapraszam do obejrzenia . 


                  

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Sekretny składnik

Cześć ! Dawno nie pisałam, a to za za sprawą wyjazdu rodzinnego. Bawiliśmy się na weselu u kuzynki. Pogoda była super, atmosfera też. Powiedział ktoś kiedyś : "Nieważnie gdzie, ważne z kim", a towarzystwo miałam doborowe ;) Jednak kilka dni temu, a dokładniej w piątek, opracowałam swoją własną wariację na temat surówki z marchewki :) Dostałam akurat prześliczną młodą marchewkę, do tego soczystego, słodkiego ananasa i podziało się. Dodałam do surówki również sekretny składnik. Owym sekretnym składnikiem okazał się marynowany imbir do sushi .  Pikantny, pasował idealnie do egzotycznego smaku ananasa i wspaniale komponował się z marchewką . Oto dokładny przepis :


Surówka z marchewki i ananasa z imbirem  

 

  • 5 młodych marchewek
  • 3/4 świeżego ananasa 
  • pół paczki pestek dyni 
  • pół słoiczka marynowanego imbiru do sushi 
  • miód 
  • sól 
  • opcjonalnie - kilka kropel soku z cytryny 

Marchewki obieramy ze skórki, myjemy i trzemy na tarce o małych oczkach. Ananasa obieramy, usuwamy skórę i rdzeń, miąższ kroimy w kostkę.  Imbir, który jest w słoiczkach w dośc dużych plasterkach kroimy w mniejsze cząstki . Wsypujemy pestki dyni. Można je również przed wsypaniem uprażyć na suchej patelni . Doprawić do smaku solą, dodać miód i sok z cytryny, jednak nie zbyt dużo, by surówka nie była za kwaśna. Powinna mieć wyczuwalny słodki posmak miodu.


A oto surówka podana z ugotowanymi młodymi ziemniakami z cebulką i "zielonym jogurtem", czyli jogurtem greckim zmiksowanym z dużą ilością mieszanki  dowolnie wybranych świeżych i suszonych ziół.




wtorek, 11 czerwca 2013

Przepisy #2 - Hummus i sałatka z mango.

Zamieszczam przepis na jedzonko, które niesamowcie mi smakowało. Mianowicie - hummus.
Jest to pasta z groszku włoskiego, czyli ciecierzycy. Smakuje wyśmienicie zarówno w klasycznym wydaniu - z chlebkami pita jak i w formie pasty na kanapki. Do takich kanapeczek bardzo pasuje sałatka z mango ;)

HUMMUS : 

  • Ugotowana ciecierzyca, około 250 g - 300g
  • Oliwa z oliwek 
  • sól i pieprz 
  • Świeże zioła/ zielenina : bazylia, szczypiorek, koperek, pietruszka, zielona cebulka - wedle uznania ;)
  • czosnek 
  • Ziarna sezamu 
Ciecierzycę gotujemy długo, ok. 1,5 do dwóch godzin, po uprzednim namoczeniu ziaren w wodzie, 12 godzin przed gotowaniem. Podczas gotowania ciecierzycy woda wyparowuje, nie dolewajmy jej. Musi być jej minimum, tylko tyle, by ciecierzyca się nie przypaliła. Ugotowaną ciecierzycę miksujemy w mikserze. Dodajemy sezam, zioła, sól z pieprzem, oraz taką ilość oliwy, by pasta była łatwa do rozsmarowania. Dodajemy jeszcze wyciśnięty czosnek i mieszamy go z pastą.
Przechowujemy w lodówce, jak twarożek ;) Hummus może jak najbardziej zostać pyszną alternatywą dla twarożku ;)


SAŁATKA Z MANGO 

  • Sałata lodowa
  • Pomidor 
  • Ogórek zielony
  • Czerwona papryka 
  • Seler naciowy
  • Pestki dyni 
  • Sezam 
  • Siemię lniane
  • Jagody goji
  • Dojrzałe mango 
  • sól i pieprz 
  • Zioła, najlepsze do sałatek będą : tymianek, bazylia, oregano, estragon, cząber
  • Oliwa z oliwek 
  • Ocet balsamiczny 
Sałatę targamy, by nie wytracać jej wartości odżywczych i witamin w kontakcie z metalowym ostrzem noża. Kroimy w kostkę pomidora, ogórka, paprykę , łodygi selera naciowego . Obieramy mango ze skórki, oddzielamy od pestki i również kroimy w kostkę. Dodajemy bez określonego limitu ilości, mniej więcej po  garstce pestek dyni, jagód goji, sezamu, siemienia oraz przyprawy . Przyrządzamy sos balsamiczny mieszając oliwę z octem balsamicznym . Polewamy sałatkę .

Smak sałatki jest bardzo ciekawy ponieważ połączenie smaku selera naciowego i mango jest bardzo charakterystyczne i oryginalne ;) Całość wygląda tak, kanapeczki z żytniego pełnoziarnistego chleba z hummusem i sałatka :

Dobre wieści, obawy i foremki na ciastka

Dziś mój nastrój waha się pomiędzy  dręczącymi mnie obawami, a dobrymi wieściami, które przekazała mi moja mama. Zacznijmy jednak od tych dobrych wieści, żeby wprowadzić się w pozytywny nastrój i jakoś łatwiej przebrnąć przez temat obaw.
Jak już kiedyś wspomniałam, zmagam się z potencjalnie niegroźnym, ale uciążliwym schorzeniem krtani - guzkami śpiewaczymi . Jestem w trakcie rehebilitacji, chodzę na zabiegi jonoforezy. Jednak lekarka przepisała mi jeszcze jeden zabieg - inhalacje ultradźwiękowe. No i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że w miarę upływu czasu zaczęłam dowiadywać się, że praktycznie nie wykonuje się już inhalacji ultradźwiękami, szczególnie stosując korhydron - tak jak zostało mi to przepisane. Bałam się, że sama jonoforeza mi nie pomoże, a inhalcji nie uda się załatwić i że skończy się operacją, której bardzo chciałabym uniknąć, szczególnie teraz ... dlaczego ? O tym kiedyś, później...
Tymczasem moja mama pojechała skonsultować się i porozmawiać w mojej sprawie ze swoim dobrym kolegą lekarzem. W międzyczasie trafiła na kobietę, której krewna, 15-letnia dziewczyna miała bardzo spore guzki, kwalifikowała się już do operacji a pomogła jej właśnie sama jonoforeza. Mnie to bardzo pocieszyło, bo podobno moje guzki są stosunkowo niewielkie. Nawet dzisiaj, o dziwo mówię bez chrypki . To naprawdę podnosi na duchu i daje nadzieję, że może jeszcze kiedyś będę śpiewać. Na razie marzę o tym, by cały czas normalnie mówić, tak jak dziś.
Za to moje obawy związane są z moją przyszłością. Nie chcę zbyt mocno ciągnąć za struny tego tematu na blogu. Nie chcę tego rozdrapywać w swojej głowie . Nie chcę znów sprowadzać swojego myślenia na złe ścieżki. To jest właśnie ta walka : Z jednej strony robisz wszystko co najlepsze dla siebie, dbasz o swoje ciało, duszę , jednak umysł zdaje się wymykać spod kontroli. Jednak coś cały czas każe ci mówić, że wszystko pójdzie nie tak i nic dobrego już cię w życiu nie czeka, tylko dlatego, że jesteś kim jesteś, jesteś sobą. To w zupełności wystarczy by w twoim mniemaniu być skazanym na porażki, a Bóg miałby zlikwidować ci deputat na szczęście...
Muszę obrać najbardziej racjonalny tor rozwoju wydarzeń. Obserwować, czekać na to co przyniosą kolejne dni. Nie nastawiać się ani zbyt negatywnie, ale jednocześnie nie być zbyt pewną siebie, bo co jeśli się nie uda i spotka mnie rozczarowanie, którego mogę znów nie przetrwać, przy którym znów mogę się totalnie wyczerpać, zgasnąć, tak jak było to miesiąc temu ...
Wiem, to wszystko tworzy błędne koła. Ale właśnie dzięki opisywaniu wszystkich tych sytuacji jestem w stanie w miarę obiektywnie na siebie spojrzeć i tym samym dowiedzieć się więcej o sobie. Z trybu cierpienia włączam się w tryb stabilizacji, pracy nad sobą i poznawania swoich myśli.


Znów pozytyw : kupiłam sobie foremki na ciasta i jednocześnie dowiedziałam się, ze pani ze sklepu z artykułami domowymi jest również tak jak ja miłośniczką wypieków :)

Sezon na przetwory :)

Sezon na truskawki i oczywiście domowe przetwory mogę oficjalnie uznać za otwarty ;)
Wczoraj miałam swoje drugie podejście do produkcji dżemu. Pierwsza próba była z kiwi. Wyszedł pyszny, niestety było go dość malutko i szybko zniknął. Tym razem wzięłam się ostro za truskawki. Kupiłam więc wczoraj dwa kilo i wzięłam się do roboty. Bardzo się cieszę, bo truskawki okazały się bardzo wydajne, a gotujący się dżem o mały włos nie wylazł mi z wieeeelkiego gara, w którym się gotował. Robiłam niskosłodzony, w proporcji 3:1 , czyli 350 g cukru żelującego na kilogram owoców, lub też 350 g zwykłego cukru na kilogrm owoców + saszetka żel-fixu 3:1. Pomimo, że niskosłodzony, dla mnie i tak jest słodki. Tym samym nie mam pojęcia do jakich owoców można używać proporcji 1:1, chyba tylko do cytryn ;p W kiwi było 2:1 a i tak wydawał mi się odrobinę za słodki i musiałam dodawać kwasku cytrynowego. Z dwóch kilogramów truskawek wyszło 4 i pół dużego słoika. Dżem naprawdę baaaardzo aromatyczny, widać trafiłam na dobre truskawki. Kolor mocno czerwony, zupełnie inny gdy kupisz dżem truskawkowy w sklepie. Ten na przykład z Łowicza ma kolor brunatno-brązowy a kawałki truskawek sprawiają wrażenie jakby były wyjęte z obrzydliwego kompotu z jakiejś stołówki szkolnej :/
A tak wyglądało moje dzieło podczas gotowania :
Kolor mówi sam za siebie :D Oczywiście dżem zaraz znalazł zastosowanie. Na obiad były puszyste naleśniki , do tego twarożek i świeży dżem, mmmmm pycha :D
A dziś rano dodałam wielką łychę do śniadaniowej owsianki . Przyznam, że bardzo podoba mi się idea domowych przetworów. Mam zamiar poświęcić temu całe lato. Czekamy teraz na maliny, jeżyny, morele, jagody, borówki amerykańskie, brzoskwinie, nektarynki no i moje ukochane wiśnie :)

niedziela, 9 czerwca 2013

Odganiając duchy

Gdy przychodzą takie dni jak ten, całkowicie wolne, zza chmur wreszcie wyłania się upragnione przez wszystkich słońce a ziemia powoli, powoli schnie wydaje się, że ludzkie serca automatycznie stają się cieplejsze. Że jakoś bliżej nam do siebie nawzajem. Że życie ma jednak swoje piękne strony. Że wszystko się może zdarzyć. Że przeszłość jest przeszłością, nie możemy wątpić w swoje własne siły. Tak to chyba jest, że pod wpływem promieni słonecznych nasze ciało i nasz mózg zaczyna wytwarzać jakieś pozytywne substancje, które tak na nas działają. Czyż to nie piękne ? Czyż nie chce się, by lato trwało wiecznie ?
Z mojego punktu widzenia wiecznego zmarzlucha - tak . Czuję, że mogłabym żyć nawet w meksyku, południowych stanach USA, w rejonach pustyni Sonora :)

Odpaliłam właśnie album "Lifeblood" Manic Street Preachers. Ten album ma dla mnie naprawdę wyjątkowo pozytywny wpływ. Jak dla mnie jest także bardzo refleksyjny. Jednak nie w tą złą stronę , która powoduje, że myślę za dużo, zaczynam stwarzać niepotrzebne problemy we własnej głowie , zastanawiać się co by było gdyby, jak może być, co może nigdy się nie zdarzyć. Odnajduję w tym albumie same cudowne wspomnienia, przede wszystkim z podróży do Anglii, bo tak go kupiłam. Gdy słucham na przykład utworu "Cardiff Afterlife" widzę jak na dłoni właśnie cudowne Cardiff. Miejsce, które stało się dla mnie tak magiczne, że w przyszłości będę robić wszystko, by choć na jeden dzień ponownie się w nim znaleźć, poczuć jego niesamowity klimat .
a piosenka 'To Repel Ghosts' ? Chyba najbardziej zawsze ściąga mnie na ziemię. Opowiada o duchach przeszłości. Odgonić właśnie te duchy przeszłości, z tym tak bardzo się zmagam wewnętrznie. Trudno mi się przyznać do tego, że  ostatnimi czasy znów wróciły i dały o sobie znać.
Ale ja sama wiem, że jestem od nich silniejsza. Ja, ja sama. No dobrze nie sama.  Z najwspanialszym Partnerem u swego boku. Codziennie bardziej zdaję sobie z tego sprawę. Nie można tak łatwo się poddawać. Życie każdemu z nas stawia kłody pod nogi. Każdy przecież ma swoją, niepowtarzalną historię. Każdy z nas ma taką część siebie, której wolałby, żeby nie było. Każdy ma takie wspomnienia, kiedyś popełniał błędy, był słaby, bezbronny. Pamiętam jak dziś te dni, kiedy byłam tak wewnętrznie słaba, że nie potrafiłam stawić czoła nawet najprostszym zadaniom . A teraz ? Przedzieram się. Nierzadko przez kłujące krzaki, ale się przedzieram. I nie muszę nikomu niczego udowadniać. Umiem tak po prostu żyć . Kiedyś nie umiałam, ale teraz umiem i czuję, że robię to całą sobą.

Abstrachując i nawiązując na chwilę znów do baaaardzo smacznego tematu :) Nie widziałam, że potrafię idąc kompletnie na żywioł wyczarować tak pyszną, diabelską zupę pomidorową z makaronem tagliatelle, jak dwa dni temu :D Zupa zupą, dobra, zmiksowana, pikantna, dobrze przyprawiona, ale to nie był koniec weekendowych wrażeń smakowych. Nie wiedziałam, że mój Waldi ma takie zdolności w robieniu deserów ! Z moją pomocą wyczarował pyszną kremową tartę truskawkową :D Genialny smak, truskawki + bita śmietana połączona z galaretką w formie kremowej pianki +kakaowy spód z pokruszonych herbatników. Narazie mamy niedzielne, wczesne popołudnie, a ja mam ochotę przyrządzić jakąś sałatkę. Chyba postawię na sałatkę z serem blue cheese, mniam :)

środa, 5 czerwca 2013

Przepisy #1

Łosoś/Sola en croute z tymiankiem 

  • 4 filety z soli / łososia 
  • 3 dag masła 
  • 2/3 szklanki białego, wytrawnego wina 
  • 20-25 dag ciasta francuskiego 
  • 1 roztrzepane jajko 

Nadzienie 

  • 3 dag masła 
  • 1 średnia cebula drobno posiekana 
  • 2/3 szklanki pieczarek posiekanych drobno
  • 2 szklanki świeżego, pokruszonego pieczywa 
  • 1/2 szklanki rodzynek 
  • 1 łyżka stołowa posiekanego tymianku 
  • 1 roztrzepane jajko 
  • sól i pieprz 
  •  
  1. Nagrzać piekarnik do temp. 180 stopni
  2. Ułożyć filety w naczyniu do zapiekania. Przyprawić solą i pieprzem. Obłożyć masłem i polać winem. Piec przez 15 minut (w przypadku łososia - 25 minut, lub do momentu gdzy wino z masłem zacznie bulgotać) , odsączyć zachowując sos 
  3. Stopić masło i podsmazyć na nim cebulę. Dodac pieczarki i smażyć kilka minut do ich zmięknięcia. 
  4. Wymieszać cebulę i pieczarki z resztą składników z nadzienia : chlebem, rodzynkami, tymiankiemi jajkiem i odstawić. 
  5. Nagrzać piekarnik do 210 stopni. 
  6. Podzielić ciasto francuskie na z części.  Układać na każdej z nich po 1 filecie i do każdego z nich dodać tyle nadzienia, by dało się uformować kształt pasztecika, lub dużego pieroga . Ciasto zwinąć, zwilżyć brzegi roztrzepanym jajkiem i skleić. 
  7. Posmarować wierzch roztrzepanym jajkiem i piec ok. 40 minut, lub krócej , aż ciasto nabierze złotobrązowego koloru. Podawać z sosem jogurtowo - tymiankowym .

Przyrządzanie sosu  

  1. Wywar pozostały z pierwszego pieczenia ryb przelać do rondelka i zagotować. 
  2. Dodać niepełny kubek jogurtu i tymianek . 
  3. przyrządzić tzw 'zaklepkę' , odlać odrobinkę gotującego się sosu do osobnego naczynia, wlać do niego pozostały, zimny jogurt, dodać 2 łyżki mąki i rozmieszać energicznie trzepaczką, by nie powstały grudki . 
  4. gdy rozmieszamy zaklepkę w osobnym naczyniu , wlewamy ją do gotującego sosu ciągle mieszając. Gdy sos z zaklepką zgęstnieje i zabulgocze - zdejmujemy z ognia 



Galarteka z truskawkami i kremem na biszkoptach 

  • Paczka okrągłych biszkoptów
  • Pół kilo truskawek 
  • Dwa opakowania galaretki truskawkowej 
  • Pół litra wody o temp 90 stopni 
  • mała garść posiekanych listków melisy 
  • łyżka miodu 
  • odrobina soku z cytryny 
  • śmietana kremówka 30 % 
  • Cuker Puder
  • opakowanie kremu do tortów w proszku (opcjonalnie, jeśli kremówka będzie się rozjeżdżać po ubiciu , może być śmietan-fix ) 
  • Strata gorzka czekolada 
  1. Ułożyć biszkopty w tortownicy, tak aby pokryły dno. 
  2. Pokroić truskawki w plasterki, połowę z nich ułożyć na biszkoptach 
  3. Listki melisy wymieszać z miodem i sokiem z cytryny i tą miksturą polać truskawki 
  4. Ułożyć drugą połowę posiekanych truskawek
  5. Rozpuścić galaretki w pół litra wody o temp. 90 stopni. Galaretkę wstawić w zimne miejsce,zaczekać aż będzie całkowicie chłodna i zacznie tężeć, będzie półpłynna
  6. Zalać truskawki na biszkoptach galaretką i wstawić do lodówki by stężała do końca 
  7. Ubić śmietankę z cukrem pudrem. Gdy nie będzie wystarczająco tęga, wsypać śmietan fix, lub krem do tortów. Może być do dowolny smak. Ja użyłam ajerkoniak - Bardzo ciekawie połączył się ze smakiem truskawek .
  8. Śmietankę / krem wyłożyć na samą górę deseru. Wysmarować nią brzegi, lub wycisnąć szprycą, bądź rękawem cukierniczym fantazyjne wzory.
  9. Posypać startą gorzką czekoladą 

Bon Appetit ! 


Łosoś en croute i galaretka na biszkoptach, spoglądając w głąb siebie ....

No ! To bardzo produktywny dzień mam już za sobą :) Przygotowałam dzisiaj wspomnianego wcześniej łososia en croute z tymiankiem i podałam go z sałatką z pomidorów, ogórków, zielonej cebulki, papryki , kukurydzy i pieczonych fasolek w pomidorach, oczywiście z dużą ilością ziół : cząbru, ziół prowansalskich, estragonu, oregano, bazylią, papryką słodką, papryką chili i octem balsamicznym . Łososia dodatkowo polałam sosem jogurtowo-tymiankowym na białym wytrawnym winie, z dodatkiem odrobiny miodu , który moim zdaniem wspaniale dopieścił jego smak ;) Danie wyglądało w ten sposób :) :


Moim zdaniem nie było jednak do końca perfekcyjnie z dwóch powodów : Pierwszy z nich to zbyt mała ilość ciasta francuskiego. Użyłam dość grubych i dużych kawałków łososia , więc weszło mi do każdego pasztecika stosunkowo mało farszu, szkoda . Powód drugi - 40 minut pieczenia to minimalnie zbyt długo, termoobieg również nie jest najlepszym rozwiązaniem . Jednak w smaku całość była wyśmienita . Było bardzo tymiankowo, momentami słodkawo, wykwintności dodawał wyraźny posmak wina w sosie :) Kruchość ryby, smak i konsystencja sosu - Bomba :)


Z deserem miałam troszkę pod górkę. Przygotowałam go według własnego pomysłu . Była to galaretka z truskawkami i kremem na biszkoptach. Sekretny składnik - posiekane ususzone liście melisy wymiesznae z miodem, chociaż, gdybym użyła świeżych - aromat byłby jeszcze bardziej wyczuwalny . Miałam wtopę z pierwszą galaretką. Nie dośc, ze była bardzo słabej jakości, to rozpuściłam ją w zbyt dużej ilości wody (dwa opakowania na litr - według proporcji podanej na opakowaniu ). Dowiedziałam się na własnym doświadczeniu, że gdy robimy galaretkę do ciasta, należy użyć o połowę mniej wody . Gdy wlałam pierwszą porcję galaretki, wyciekła przez tortownicę i miałam zalany blat.... :( Nie poddałam się. Waldek przyszedł z dwoma nowymi galaretkami i przebrnęliśmy przez galaretkowe szaleństwo wspólnie , udało się ;) Mało brakowało, a krem też by się zmaścił, ale uratowałam go na własną rękę. Na p[oczątku miała być sama bita śmietana, która jak się okazało, po ubiciu była kompletnie do chrzanu ... rozchodziła się na wszystkie strony. Otworzyłam szufladę w poszukiwaniu ratunku i znalazłam krem do tortów w proszku. Tak, wiem, sama chemia, zło konieczne, ale dosypałam do śmietanki i krem pięknie stał :) Na koniec, gdy Waldek chrapał twardo po obiedzie - pobawiłam się w wyciskanie esów-floresów rękawem do dekorowania , starłam trochę gorzkiej czekolady na posypkę - i tadam ! :) Uzyskałm taki efekt :
Pomimo mokrych z powodu pierwszej galaretkowej katastrofy biszkoptów , w smaku - rewelacja :)
Kwaskowatość truskawek - hiszpańskich przełamana niepoprawną wręcz słodkością kremu i wzbogacona aromatem melisy z miodem :)


Z drugiej strony refleksja na dziś :
Potrzebuję spojrzeć w głąb siebie. Z pełną swiadomością spojrzeć w głab siebie. Zobaczyć tam małą część, która pomimo, że jest wolna, nie do końca potrafi z tej wolności korzystać. Która woli pozostać w ciemnych lochach mojego umysłu, pomimo, że już dawno otworzyłam jej bramy. Nie może dłużej ciągnąć mnie w dół, odrywać od gruntu, od 'tu i teraz', od świadomych, jasno utorowanych działań, od wiary we własne siły.
Muszę także pamiętać, że rozwój osobisty nie jest robotą, którą tak po prostu się odwali i można spocząć na laurach. To nieustanny trening i praca. Muszę robić tak, by przynosił jak najwięcej rezultatów. Komunikować się ze sobą jasno i wyraźnie . I nie przekraczać granic. :)
Refleksja jest tylko refleksją, nie myślą ciągnącą mnie na dno. Jest pozytywnie. Z 'tu i teraz' pozdrawiam serdecznie :)

wtorek, 4 czerwca 2013

Egzamin wewnętrzny i mój mały cookbook

Dzisiejszy wpis  zacznę wyjątkowo pozytywnym akcentem . Zdałam wewnętrzny egzamin na prawko ! Teraz to sie dopiero zacznie zabawa . Ciekawe ile bede miała podejść do samej teorii ... Znając moje szczęście na jednym nie skończy sie napewno, chociaż w marzeniach tak ten scenariusz wlasnie  wyglada - przychodze do WORD'u i zdaje za pierwszym razem teorie like a Boss. Z praktyka mam zamiar zrobic to samo .  Zapewne prosząc o komentarz osobę która zdawała juz na nowych zasadach usłysze "tu sie jebnij, za pierwszym razem sie nie zdaje" ale ja jak zwykle badawczo chce udowodnić ze mozna na przekór . Dzisiejszy dzień poświęcilam na zakupy "jedzeniowe" i okazało sie , ze mam teraz w domu taki jakby mały warzywniak . Zaczelam także kompletowac swój pierwszy , własny "cookbook" czyli po prostu zeszyt z przepisami . Dorwałam u mojego chłopaka w domu niesamowita książkę o ziolach i wykorzystaniu ich w kuchni i nie tylko . Przepisy są genialne, więc zapożyczyłam książkę  od przyszłej teściowej i jutro wlasnie mam zamiar wypróbować jeden z przepisów . W oryginale jest to sola en croûte, jednak w moim wypadku będzie to łosoś . Sola sie wściekła i nie pojawiła w bielskim Tesco ekstra , więc wzielam łososia :) Nie ukrywam, ze będzie to niemałe wyzwanie , bo nie robiłam jeszcze do tej pory czegoś podobnego . Jutro dam znać jak wyszło i udokumentuje owoc mojej pracy na zdjęciu . Przepis oczywiście tez dołączę. Tymczasem wracam do notowania przepisów :) Aha, zapomnialabym . Na deser planuje przyrządzic galaretke z truskawkami na biszkoptach . Deser banalny , ale może jego smak przywoła lato , którego tak bardzo u nas brakuje ...

I jeszcze pozostając w temacie jedzenia, pierwszy raz miałam okazję dzisiaj jeść w bistro w Tesco ekstra . Faktycznie, wszystko zrobione na wzór brytyjskich sklepów, a raczej olbrzymich molochów , tylko, że w dużo uboższym, polskim wydaniu . Ale nie było źle, jedzenie może nie fenomenalne, ale całkiem ok. W ogóle cały czas mam ochotę na odkrywanie nowych smaków. Kiedy tak czasami patrzę na półki, mówię do siebie w myślach : "ooo, mam ochotę na to, na to, na to, tak to przyrządze " :D Niestety po takich zakupach mój portfel gwałtownie się kurczy. Zapewne odwrotnie proporcjonalny efekt będzie z moim tyłkiem , jeżeli przesadzę . 
Czuję, że pozostaję pod ogromnym wpływem jednego z moich ulubionych filmów - Julie & Julia, który sobie w niedzielę odświeżyliśmy. Teraz czas na relaks :D No i na modlitwy o słońce ...

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Dzień Dobry Wieczór - kilk słów na temat ...

No to zaczynamy . Ale zaczynamy nie pierwszy raz. Blogów miałam już kilka. Żadnego jednak nie udało mi się utrzymać na dłuższą metę ... Zobaczymy dokąd zaprowadzi mnie ta przygoda. Chciałabym przyjąć jakąś jedną określoną postawę pisząc blog. Z drugiej strony chciałabym podzielić się z Wami jak największą liczbą poglądów, informacji, poruszyć jak najwięcej spraw ... ;) Nie mogłam się zdecydować czy zacząć pisać stricte na jeden temat. Tak, wiem, pierwsze posty pewnie będą jałowe jak but, bez polotu i emocji . Ale to się zmieni. Będę tego bloga, tę formę komunikacji ze światem rozwijać,  próbować bardziej się z nim utożsamiać , uczyć się dystansu do świata, do spraw, do siebie. Chcę obiektywnie i optymistycznie patrzeć na życie. Jest przecież tyle pięknych rzeczy, których czasami nie dostrzegamy .

Kim jestem ?
  • Dziewczyną z brązowymi włosami .W okularach z grubymi czarnymi oprawkami Mieszkającą w pięknym mieście na południu Polski , Bielsku-Białej . 
  • Właścicielką najbardziej zbzikowanego buldoga francuskiego jakiego można sobie wyobrazić 
  • Zawieszoną na jakiś, bliżej nieokreślony czas 'w próżni' wokalistką, gitarzystką i autorką tekstów. Moje 'zawieszenie' trwa już pół roku i jest spowodowane rekonwalescencją krtani po przewlekłym zapaleniu i okropnym cholerstwie - guzkach śpiewaczych, z którymi walczę, jak się okazuje ostatnimi czasy- dosyć skutecznie ;)
  • Maniaczką gotowania - głównie dań wegetariańskich, bowiem od dwóch i pół roku jestem wege, jednak od niedawna, z przyczyn zdrowotnych skłoniłam się ku semi-wege. Czyli rybką nie pogardzę ;) 
  • Domorosłym cukiernikiem - babeczki, muffinki, tarty, placki, baby , torty , szarlotki, ciasteczka, serniki, biszkopty, kremy - to mój warsztat :D doszłam nawet do wniosku wspólnie z mamą, że zamieniłam gitarę i mikrofon na wałek do ciasta i patelnię . Na blogu będą więc co jakiś czas pojawiać się przepisy oraz wrażenia z moich kuchennych przygód . Uwielbiam na ostro, ekologicznie, zdrowo , niskokalorycznie , ale odżywczo , smacznie, aromatycznie , ezgotycznie, niebanalnie , kolorowo , orientalnie 
  • Amatorką herbat - z najdalszych zakątków świata, czarnych, czerwonych, zielonych, oolongów, rooibosów, honeybush'ów i innych wariacji na temat herbaty  
  •  Obrończynią Życia - od momentu poczęcia do naturalnej śmierci - wyznaję poglądy pro-life, ale o tym osobny wpis przy innej okazji . 
  • Zakochaną w swoim mężczyźnie do granic możliwości partnerką , czasami zwaną "Gwiazdeczką" :) 
  • Marzycielką - o spokojnym, szczęśliwym życiu , własnym, przytulnym domu wypełnionym śmiechem dzieci, pięknym ślubie ,  wspaniałym związku trwającym do końca zycia, nie wyznaję innej opcji ;) Poz tym względem często 'lemingi', feministki , karierowiczki, 'kobiety wyzwolone' patrzą na mnie spode łba, ale nie przejmuję się tym ;) 
  • Przyszłą florystką - mam nadzieję , o ile nie zmienię jeszcze 350 razy decyzji dotyczącej wykształcenia :D 
  • Istotą walczącą z  demonami, ukrytymi wewnątrz siebie, jednak czasami ujawniających swoje oblicze w postaci ataków emocjonalnych, lub epizodów depresji
Pasjonatką medytacji , harmonizowania czakr i rozwoju duchowego pomagającego wyrównać poziomy energii, uspokoić się, wyciszyć i pozwolić spojrzeć na świat z innej perspektywy .

Spróbuję zainspirować, czasem rozbawić , nie zanudzić, skłonić do refleksji, posłużyć radą, podzielić się przeżyciami , po prostu poblogować , bo - dlaczego nie ?
So, let it begin ;)