niedziela, 9 czerwca 2013

Odganiając duchy

Gdy przychodzą takie dni jak ten, całkowicie wolne, zza chmur wreszcie wyłania się upragnione przez wszystkich słońce a ziemia powoli, powoli schnie wydaje się, że ludzkie serca automatycznie stają się cieplejsze. Że jakoś bliżej nam do siebie nawzajem. Że życie ma jednak swoje piękne strony. Że wszystko się może zdarzyć. Że przeszłość jest przeszłością, nie możemy wątpić w swoje własne siły. Tak to chyba jest, że pod wpływem promieni słonecznych nasze ciało i nasz mózg zaczyna wytwarzać jakieś pozytywne substancje, które tak na nas działają. Czyż to nie piękne ? Czyż nie chce się, by lato trwało wiecznie ?
Z mojego punktu widzenia wiecznego zmarzlucha - tak . Czuję, że mogłabym żyć nawet w meksyku, południowych stanach USA, w rejonach pustyni Sonora :)

Odpaliłam właśnie album "Lifeblood" Manic Street Preachers. Ten album ma dla mnie naprawdę wyjątkowo pozytywny wpływ. Jak dla mnie jest także bardzo refleksyjny. Jednak nie w tą złą stronę , która powoduje, że myślę za dużo, zaczynam stwarzać niepotrzebne problemy we własnej głowie , zastanawiać się co by było gdyby, jak może być, co może nigdy się nie zdarzyć. Odnajduję w tym albumie same cudowne wspomnienia, przede wszystkim z podróży do Anglii, bo tak go kupiłam. Gdy słucham na przykład utworu "Cardiff Afterlife" widzę jak na dłoni właśnie cudowne Cardiff. Miejsce, które stało się dla mnie tak magiczne, że w przyszłości będę robić wszystko, by choć na jeden dzień ponownie się w nim znaleźć, poczuć jego niesamowity klimat .
a piosenka 'To Repel Ghosts' ? Chyba najbardziej zawsze ściąga mnie na ziemię. Opowiada o duchach przeszłości. Odgonić właśnie te duchy przeszłości, z tym tak bardzo się zmagam wewnętrznie. Trudno mi się przyznać do tego, że  ostatnimi czasy znów wróciły i dały o sobie znać.
Ale ja sama wiem, że jestem od nich silniejsza. Ja, ja sama. No dobrze nie sama.  Z najwspanialszym Partnerem u swego boku. Codziennie bardziej zdaję sobie z tego sprawę. Nie można tak łatwo się poddawać. Życie każdemu z nas stawia kłody pod nogi. Każdy przecież ma swoją, niepowtarzalną historię. Każdy z nas ma taką część siebie, której wolałby, żeby nie było. Każdy ma takie wspomnienia, kiedyś popełniał błędy, był słaby, bezbronny. Pamiętam jak dziś te dni, kiedy byłam tak wewnętrznie słaba, że nie potrafiłam stawić czoła nawet najprostszym zadaniom . A teraz ? Przedzieram się. Nierzadko przez kłujące krzaki, ale się przedzieram. I nie muszę nikomu niczego udowadniać. Umiem tak po prostu żyć . Kiedyś nie umiałam, ale teraz umiem i czuję, że robię to całą sobą.

Abstrachując i nawiązując na chwilę znów do baaaardzo smacznego tematu :) Nie widziałam, że potrafię idąc kompletnie na żywioł wyczarować tak pyszną, diabelską zupę pomidorową z makaronem tagliatelle, jak dwa dni temu :D Zupa zupą, dobra, zmiksowana, pikantna, dobrze przyprawiona, ale to nie był koniec weekendowych wrażeń smakowych. Nie wiedziałam, że mój Waldi ma takie zdolności w robieniu deserów ! Z moją pomocą wyczarował pyszną kremową tartę truskawkową :D Genialny smak, truskawki + bita śmietana połączona z galaretką w formie kremowej pianki +kakaowy spód z pokruszonych herbatników. Narazie mamy niedzielne, wczesne popołudnie, a ja mam ochotę przyrządzić jakąś sałatkę. Chyba postawię na sałatkę z serem blue cheese, mniam :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz