poniedziałek, 18 listopada 2013

Idzie zima ...

Oj, idzie. Czuć coraz bardziej, na dworze robi się mroźno, trzeba będzie wyciągnąć z szuflady czapkę i rękawiczki. W powietrzu unosi się charakterystyczny zapach "zimy", czyli zapach tego, czym akurat ludzie palą w piecach :P Gawrony się zlatują, dni coraz krótsze, w sklepach dekoracje świąteczne już praktycznie na pełny gwizdek.  A ja robiłam pierniczki. W całym domu już zapachniało świętami. Trochę się wPIERNICZYŁAM w te pierniczki, bo przygotowałam ciasto z prawie kila mąki :P I tak połowa poszła do mrożenia. Do tego miałam dzisiaj cały dzień straszną ochotę na pomarańcze :) Przyszedł Waldek, przyszła Kamila na plotki, tak sobie siedzieliśmy; pierniczki, pomarańcze i nalewka z aronii. No i czuć było święta. Waldek jest pod wrażeniem nowego marketu budowlano-technicznego - Jula. Jak tam weszliśmy, to wiedziałam, że szybko nie wyjdziemy :P Teraz sobie wymieniają doświadczenia o majsterkowaniu z moim tatą. No sklep- raj dla facetów. Pomyślałam sobie : Sarni Stok to całkiem wszechstronne centrum handlowe. Jak kobieta chce sobie iść na ciuszki, to dziecko zostawia w parku zabaw, męża w Juli i ma spokój :D Zdobyłam dwa nowe zapachy żeli pod prysznic Original Source, moich ulubionych. Tym razem na zimę są to: kokos oraz malina z kakao. Do tego następna rzecz, której szukałam już kilku dni - pomadka Nivea o smaku wiśniowym. Chciałam kupić jakieś świateczne dekoracje, ale stwierdziłam, że po pierwsze jeszcze jest czas, a po drugie narazie wszystko strasznie drogie. Chociaz i tak najbardziej opłaca się kupować upominki w TK Maxx'ie. Najlepsze są pięknie pakowane mydełka, brytyjskie słodycze np. ciasteczka shortbreads, które wszyscy w naszym domu kochają, czy wieeeeeelkie puszki aromatyzowanych herbat. Mnie ucieszyłyby jeszcze na przykład fasolki Jelly Bean, zestaw z kubkiem, gorącą czekoladą do rozpuszczania i paczką pianek marshmallow, lub angielska książka kucharska. Jak już nadmieniłam o kubku, przed chwilą stała się przykra rzecz. Mama niechcący rozbiła moją pamiątkę z Cardiff.... Kubek z flagą Walii. Był taki fajny, duży i świetnie się z niego piło, bo miał duże, wygodne ucho. Szkoda go, bo to pamiątka :( Ale chyba mam gdzieś jeszcze schowaną flagę Walii :) Swoją drogą chciałabym bardzo zobaczyć jak Cardiff wygląda przed świętami. Cały ten ich "Christmas Market", czy "Illuminations" - piękna sprawa. Może w naszym mieście, tak jak w zeszłym roku, na placu ZWM zrobią taki kiermasz świąteczny. Ten zeszłoroczny był świetny i miał wspaniały klimat.
   Ciekawą jadłam też dziś kolację - panini z łososiem i selerem naciowym :) Jutro chyba znów ruszy moja manufaktura kartek. Na zakończenie - Johnny w swoim domku :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz