środa, 6 listopada 2013

Pierogowa masakra ...

Ale miałam wczoraj dzień.... Wymyśliłam sobie, że zrobię pierogi, duuuużo pierogów. Miałam dużo własnoręcznej konfitury jabłkowej z cynamonem, która wyszła ciut za słodka i na kanapkach nikt nie chciał jej jeść, ale za to świetnie sprawdziła się na przykład jako nadzienie do naleśników, w towarzystwie białego sera. Pomyślałam, że do pierogów też będzie niezła. Zmieszałam ją więc z półtłustym twarogiem, jajkiem i sparzonymi rodzynkami. No nadzienie było naprawdę bardzo dobre. Zabrałam się za wyrabianie ciasta. I strzeliłam sobie totalnego samobója.... Dodałam do ciasta za dużo wody, pozatym zamiast oleju - oliwę z oliwek i ciasto wyszło rozciapciane .... No, dobra, pierwsze koty za płoty. Kierunek - kosz. Zrobiłam nastepną porcję, tym razem z olejem i mniejszą ilością wody. Ciasto całkiem ok. Ale mój nastepny błąd - zamiast układać pierogi jeden po drugim na płaskiej tacy, wrzucałam jeden po drugim do michy i się posklejały ..... No masakra ! Wkurzyłam się nie na żarty, bo ze wszystkim paprałam się 3 godziny.... Następna porcja do kosza. Zrobiłam trochę jak Gordon Ramsay, jak sie wkurzy bo ciepłam tym ciastem o podłogę.... Łzy w oczach, bo tyle roboty na marne i zostało mało farszu :( No to wysyłam tatę jeszcze po ser do sklepu, biorę resztę rodzynek i ostatnią porcję robię z samym serem i rodzynkami .... Miałam już totalnie dość... Waldek zdążył wrócić z pracy a tu wszędzie ciasto. Na moje twarzy, spodniach, we włosach i w całej kuchni ;p Uzbierałam jednak w sobie resztkę sił i ostatnia porcja wyszła w końcu dobrze. Na tackach leżały w końcu równiutkie pierożki. No to gotujemy. Polać masełkiem ? O kuuuuurde, nie mamy masełka... Ale mamy naturalny jogurt, miód, cynamon, dżem wiśniowy i jogurty owocowe. Nieszczęsne pierogi się ugotowały i o dziwo - żaden się nie rozpadł ! Wow. Nakładamy na talerze. Ja swoje polewam naturalnym jogurtem, potem troszeczkę miodem, na koniec posypuję cynamonem, ledwo żywa ze zmęczenia próbuję i .... Niebo w gębie !!! Ten smak mi wynagrodził te poprzednie porażki z ciastem :) Nareszcie ... Ale były naprawdę dobre. Po obiedzie tata mówi do mnie : "Gratuluję, przechodzisz dalej" A ja się pytam czy nie muszę "oddać fartucha":P Nie, fartucha nie oddałam :D
Dobrze, że przydarzyło mi się takie coś teraz, przynajmniej wiem, czego nie zrobić robiąc pierogi na święta. Każde doświadczenie nas czegoś uczy ... :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz