piątek, 15 listopada 2013

Kluski na parze i podboje kosmosu

Dziś zadałam sobie zadanie. Zrobić po raz pierwszy, własnoręcznie kluski na parze. Muszę powiedzieć, że mistrzynią w robieniu klusek jest mama Waldka. To jest majstersztyk! Są wielkie, mięciutkie, puszyste i rozpływają się w ustach. Nie ma porównania do takich ze sklepu. Nawet tych najlepszych, nie mrożonych, z firmy Henglein. Jakoś moja mama i babcia zawsze były na tyle leniwe, że akurat kluski na parze znałam tylko te gotowe, ze sklepu. Nikt nie odważył się zrobić ich od deski do deski w domu. A to wcale nie jest takie trudne :) Moje kluski właśnie sobie rosną już pół godziny. Na początku bałam się, że coś nie rosną, ale przed dwoma minutami, chyba dostały pożądnego kopa :D Potrzymam je jeszcze troszkę, w przepisie pisze, że mogą rosnąc do 50 minut. Zdecydowałam, że jak na pierwszy raz, zrobię je bez nadzienia, wolę nie zapeszać, bo może się okazać, że wcisnęłam za dużo dżemu, że powypływa, że nie urosną. Lepiej dmuchać na zimne. I tak u mnie w domu wszyscy twierdzą, że najlepsze są bez nadzienia, za to na górę można dać wszystko co się chce. Cukier, roztopione masło, dżem, nutellę, cynamon, kakao itp., itd. Ja akurat jestem fanką klusek polanych jogurtem plus na to dżem domowej roboty, akurat u mnie wszystkie domowe dżemy już zjedzone. Pozostaje jedynie kupny :P Ale mam już pomysł na dżem zimowy. Pomarańcza z imbirem. Czekam tylko na wysyp tanich i naprawdę dobrych pomarańczy. Nie wiem czemu niektórzy ludzie, jak robią dżem, to wychodzą z założenia, że można do niego wrzucić tzw "psiory", czyli owoce, które w stanie surowym nie nadaja się za bardzo do jedzenia. I mam wrażenie, że z takiego założenia wychodzą niektórzy producenci dżemów sklepowych. Ja, gdy robiłam po raz pierwszy dżem z truskawek, wzięłam 2 kilo najlepszych, najaromatyczniejszych truskawek czerwcowych, naszych polskich, jakie znalazłam w warzywniaku w przejściu podziemnym przy placu Chrobrego. Owoce mają tam naprawdę świetne. I opłaciło się, bo dżem wyszedł prawdziwie krwistoczerwony, a kawałki truskawek nie wyglądały, ani nie smakowały jak takie rozgotowane z kompotu :P Jak otworzyliśmy pierwszy słoik, chyba były wtedy naleśniki to zapach tych truskawek wypełnił całą kuchnię :D Na drugi dzień, akurat jak byłam na mieście znowu poszłam w to samo miejsce po truskawki, tym razem z zamiarem zjedzenia na surowo i powiedziałam pani sprzedawczyni, że te truskawki są genialne, a dżem to już w ogóle :D Tak mi się jakoś zebrało na wspomnienie lata :)
   Dzisiaj rano wyciągnęłam z mojej półki przepastną księgę "Encyklopedia Guinessa". Zaczęłam się zaczytywać w dział o naturze wszechświata i podbojach kosmosu :) Księga waży chyba z 5 kilo i w moim domu jest od kiedy pamiętam. Jako dziecko uwielbiałam studiować dział "organizm ludzki". Potem przyszła zajawka na "Sztuki Wizualne", "Muzyka i Taniec" a później "religia i filozofia". Szczera będę jak powiem, że ta książka jeszcze w czasach gimnazjum i szkoły średniej przydała mi się bardziej niż niejedna strona w wikipedii. Ciekawe, czy kiedyś uda mi się przeczytać całą :).  Tak samo stwierdziłam, że chciałabym kiedyś, chociaż raz w ciągu całego życia przeczytać całą Biblię. I Stary i Nowy Testament. Hmmm, może postanowienie na nadchodzący rok ? Albo chociaż na długie, zimowe wieczory.

1 komentarz:

  1. Hej hej hej, zainspirowałaś mnie do napisanie jednej z moich notek, o aborcji :D jak chcesz to wpadaj :)

    http://nintaichannel.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń