niedziela, 17 listopada 2013

Nowy członek rodziny :)

Od ponad godziny mamy w domu nowego lokatora. Jest nim bojownik syjamski - John :)
Od jakiegoś czasu chcieliśmy dokupić jakieś zwierzątko, wreszcie się udało. Ja co prawda chciałam chomika syryjskiego, ale klatka, po poprzednikach jest już na rozpadzie, a na funkiel nówkę trochę szkoda mi kasy. Poza tym moja mama powiedziała, że po tym jak nasz szczurek umarł na raka, ma dość smutnych śmierci delikatnych, futerkowych zwierzątek. Stratę rybki chyba trochę łatwiej jest przełknąć, bo jej nie głaskasz codziennie, nie bierzesz na ręce i tak dalej. Miałam już raz bojownika. Tylko był cały niebieski i nazywał się Helmut. Żył długo jak na rybkę, 3 lata. John jak na razie trochę boi się roślinki. Ma jeszcze domek w kształcie wraku statku, żwirek i kamyki. Smakuje mu suszony kryl i larwy ochotki :P Ma śmieszne, wyłupiaste oczy i wykrzywiony pyszczek, tak jakby cały czas miał ochotę komuś przyłożyć :D Nawet Yoshi jest zaciekawiony nowym, małym przybyszem, patrzył z ciekawością co to też przywieźliśmy. Ale chyba jednak bardziej interesowała go tabliczka 'psiej' czekolady, którą mu kupiłam. Jak to mój pies, jest poza schematami i zeżarł już 8 kostek, chociaż założenia mówią, od 2 do 6 dziennie. Ale chyba ma dość bo właśnie usnął na dywanie.
   Wczoraj miałam kiepski dzień. Nie poszłam na zajęcia, bo od rana zmagałam się z bólem głowy. Ale dzisiaj jest już lepiej. No, może poza tym, że będąc w kościele niesamowicie zmarzłam. Zaczynają się ekstremalne temperatury, brrrr....
   Dzisiaj, jak to zazwyczaj przy niedzieli bywa, o ile moja mama ma wolne od pracy, oddaję jej pałeczkę w kuchni. I tym to było mistrzostwo. Dawno tak mi nie smakował kurczakowo-indyczy rosół :D A później pierś z kurczaka z serem, ananasem i żurawiną plus buraki. Zdałam sobie dzis sprawę z tego, jak bardzo kocham  buraki. :D
  Ups, tata rozpija Waldka nalewką z czarnego bzu :P A ja żałuję tylko, że w tym roku ominie mnie grzaniec. Jedyny taki napój rozgrzewający, na jaki mogę sobie pozwolić to masala chai. I chyba wieczorem wyciągnę Waldka do herbaciarni Assam na imbryczek tego cudownego napoju. W domu też kiedyś robiłam, ale tam oni mają chyba jeszcze inny gatunek herbaty. I proporcje idealne. Ja sypnęłam za dużo imbiru i moja masala chai tak rozgrzewała, że wręcz troszkę piekła w język. Lubię, jak masala chai jest słodzona jedynie miodem, ewentualnie cukrem trzcinowym, bez białego cukru. Wiem, że wiele kawiarni teraz chce nieudolnie podrabiać oryginalną masalę, nazywając swój specyfik 'chai latte', ale z oryginałem ma to mało wspólnego. Jeszcze ostatnio dowiedziałam się, że np. w empik cafe robią to na bazie kawy, eeeeee..... Swoją drogą ciekawe, jak może smakować ten napój przyrządzony w Indiach przez tubylców :)W miarę jak robi się zimno, to coraz śmielej sięgamy po orientalne przyprawy, które ja uwielbiam szczerze mówiąc przez cały rok.  Cynamon, kardamon do herbaty, do kawy, imbir do różnych potraw. O, zapomniałam wspomnieć, że w Castoramie jest już cały asortyment świątecznych ozdób. Wiemy już z Waldkiem co kupimy. Lampki na zewnątrz, niebieskie z efektem 'flash' i girlandę do domu. Ja osobiście chyba drapnę jeszcze opaskę z rogami renifera :D A kartek świątecznych mam już 7. Coraz bliżej Święta :)
  

1 komentarz:

  1. Trafiłam tu przypadkiem, ale chyba dobrze, że trafiłam, bo chyba mamy poglądy podobne. Jestem zaręczona i wczoraj byłam na Targach Ślubnych, mam 19 lat. Niektórzy reagują na mnie, jakbym zmysły postradała, inni sugerowali wpadkę, kiedy w czerwcu przyjęłam pierścionek. Ja nie planuję dziecka, ponieważ teraz na czymś innym się skupiam, ale nie widzę przeszkód w braniu ślubu w wieku 19, czy 20 lat, nie uważam to za absurdalne i wiem, że w tym wieku można być pewnym swoich wyborów. Pozdrawiam i dziękuję :D <3

    OdpowiedzUsuń