środa, 2 października 2013

Extra Careful.

Kolejny post jest dowodem na to, jak moje nastroje, zwałaszcza teraz, gdy jestem w ciąży potrafią diametralnie się zmieniać. Może to dlatego, że właśnie zjadłam kilka kostek waniliowej czekolady i czekoladowy budyń ;) O ile, kiedy pisałam ostatniego posta, przepełniało mnie uczucie, że "wszystko mnie wkurwia", tak później za sprawą mojej mamy i 'odkurzenia' dyskografii dawno niesłuchanego zespołu Wilco wzruszyłam się bardzo, bo odnalazłyśmy bajki o Kubusiu Puchatku z czasów mojego dzieciństwa. Później Waldek czytał bajeczki do brzuszka.  I wtedy zrozumiałam, jaka jestem szczęśliwa. Jak moje marzenie zaczęło się spełniać. I wiem, że robię przecież wszystko, by Iskierka była zdrowa. Przymuję luteinę, kwas foliowy, dobrze się odżywiam, nie przemęczam się, ogólnie dbam o siebie, mam przy sobie Waldka i rodziców, jestem pod opieką specjalisty, jestem zdrowa. Wrzucam na luz, powtarzam sobie, wrzucam na luz. Kupiłam sobie nawet poradnik "M jak mama". Muszę przyznać, że naprawdę super gazetka. Zauważyłam, że nie jest napisana w pseudo-feministycznym stylu, którego wręcz nienawidzę w różnych czasopismach kobiecych. Osobiści dziwi mnie, jak niektóre poradniki dla matek i przyszłych matek piszą w stylu "dziecko-to-problem-obowiążki-ciąża-jest-be-ale-tzreba-ją-znosić-poród-to-trauma-itp-itd". Ciekawe jak takie czasopisma mają pomóc młodym mamom i je uspokoić . Nie lepiej skupić się stricte na DZIECKU, które jest przecież wtedy najważniejsze, podkreślać to co jest wtedy naprawdę ważne; spokój, miłość, radość, czas oczekiwania. Gwarantuję, że z takim podejściem, nie czysto materialistyczno-cielesnym wszystkim mamom byłoby łatwiej. Zawsze uważałam, że w całym procesie ciąży i macierzyństwa zawarty jest pewien boski pierwiastek.  Stąd moje poglądy, że nawet moje 4 tygodniowe Maleństwo to nie 'zlepek komórek', 'blastocysta' czy inna 'zygota'. Nie wyobrażam sobie,  żebym kiedykolwiek bardziej czuła się kobietą, niż będąc w ciąży. A podejrzewam, że im dalej, tym mocniej będę to odczuwała. To samo sądzę o całym zjawisku karmienia piersią. To takie, hm... najbardziej ludzkie, najbardziej naturalne, co tylko może być. Zaczynam czuć, że dzięki ciąży staję się bardziej związana ze światem, z 'tu i teraz', z naturą, z Wszechmocą. Czuję, że (jakkolwiek patetycznie miałoby to nie zabrzmieć) rozkwita we mnie mały Cud Istnienia.  Podtrzymuję, że proces powstawania życia to rzecz najbardziej ludzka, najbardziej naturalna, najbardziej nam bliska, a zarazem jedna z najbardziej tajemniczych i mistycznych. Chcę więc przez te dziewięć miesięcy jak również przez całe moje życie jako Rodzic, jako Matka jak najgłębiej tę tajemnicę zgłębiać, jak najlepiej wypełniać moją Misję...

   Waldek właśnie przegląda wózki w internecie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz