sobota, 19 października 2013

Moje pokolenie ....

I znowu naszły mnie przemyślenia na temat zachowania ludzi w moim wieku ... Nie wiem z czego to się bierze, z jak wielkich różnic w światopoglądzie, być może to ja jestem odrealniona, 'niedzisiejsza' , może innym wydaje mi się, że ja mam jakiś interes w tym, by zawsze robić na przekór jakimś tam, umownym schematom, jakimś niespisanym nigdzie regułom, a może ja po prostu nie chcę iść na skróty. Zastanawiam się, kogo taki młody człowiek, powiedzmy licealista bądź student szanuje i respektuje bardziej? Grupkę kolegów, znajomych ze szkoły, studiów, dyskoteki , ludzi, którzy są w jego życiu tylko przez chwilę , za to wyznaczają w jego życiu poziom przynależności, "fajności", czy własną rodzinę, matkę, ojca, dom, w którym się wychował, rodzeństwo , krewnych. Wydaje mi się, że w obecnych czasach w większości przypadków niestety tych pierwszych. Aż głupio mi się czasami patrzy, jak jakaś młoda osoba, aż drży, żeby czasami nie podpaść grupie. Żeby czasami nie wyjawić przed grupą jakiegoś ważnego sekretu, bo "przecież mnie znielubią". Jak bardzo taki człowiek boi się przyznać, że ma inne zdanie. Jakkolwiek wiatr zawieje, w tę stronę się ugnie. I taki człowiek nazywa siebie "niezależnym", "oryginalnym" ? Nic bardziej mylnego. To wzór człowieka, który przede wszystkim nie czuje się w zgodzie z samym sobą, z 'tu i teraz',  dlatego musi przez cały czas czuć akceptację grupy, która wyznacza jakieś jego kanony. I tutaj mamy błędne koło, bo widzimy jakie takie postępowanie jest kłamliwe, nieszczere, nieprawdziwe. Tutaj tak naprawdę nie ma mowy o indywidualności. Tutaj jest paniczny strach przed odstawaniem chociaż w minimalnym stopniu od reszty. Człowiek ma wrażenie, że bez znajomych nie istnieje. Zapytałam kiedyś pewną osobę wprost, będąc jeszcze w liceum, dlaczego tak bardzo angażuje się w życie innych ludzi ze szkoły. Dlaczego musi dokładnie wiedzieć co kto kiedy zrobił, z kim, na jakiej imprezie, ile wypił, kogo "zaliczył' i tak dalej. Zapytałam wprost "Czy jak wracasz do domu, nie zostawiasz tego całego harmidru za sobą ? Nie wracasz do swoich bliskich, swojej rodziny ? " Po czym dostałam odpowiedź, że "Szkoła to i tak miejsce, w którym spędzam większośc mojego czasu, a z moją rodziną nie warto rozmawiać..."  Zszokowała mnie ta odpowiedź... Gdzieś tu musi być błąd. Któryś trybik w tej machinie nie działa prawidłowo .... To ukazuje, jak bardzo zagubionymi ludźmi jesteśmy. Jaki mamy mylny system wartości i oceniania drugiego człowieka. Po tym wszystkim dochodzę do wniosku, że współczesny młody człowiek ie ma nawet szans poznać prawdziwego wnętrza drugiej osoby, którą napotyka na drodze. Bo to jest tak jakby przy poznawaniu nowych osób na wstępie panowała jakaś nie-naturalna selekcja. Jeśli chociaż w jakimś maleńkim aspekcie społecznym nie pasujesz do reszty - WYPAD, JESTEŚ NIKIM. Jesteś obiektem drwin, kpin, jesteś potencjalną ofiarą, której "grupa" od razu pragnie zniszczyć życie. Może akurat studentów już to nie dotyczy, ale wiecie co.... Idąc do liceum strasznie się pomyliłam. Myślałam, że ludzie, którzy kończąc najdurniejszy okres w życiu - gimnazjum mają jedne z najwyższych średnich potrafią być aż tak "upośledzeni" zyciowo. To daje wniosek, że niestety inteligencja nie idze w parze z rozumem i zdrowym rozsądkiem.
Jak kończyłam gimnazjum, to panowała taka chora propaganda, że to technikum i szkół zawodowych idą tłuki, którym to tylko "łopata do ręki i rowy kopać". Co gorsza, takie zdanie miały nawet niektóre panie profesor w liceum i były absolutnie pewne swoich wyssanych z palca racji.
"Ucz się ucz, nauka klucz" - ot, kolejna obiegowa teoria. A tak naprawdę po co 80% dzieciaków z liceum wybiera studia i to na najbardziej abstrakcyjnych, nieprzyszłościowych kierunkach, które jedynie fajnie i modnie brzmią ? Bo to właśnie w większości niedojrzałe osoby, które kompletnie nie wiedzą co tak naprawdę robić ze swoim życiem. Wychowane w ideologii "żeby tylko mi było dobrze" bez poczucia odpowiedzialności za drugiego człowieka, współczucia, umiejętności radzenia sobie z konsekwencjami własnego zachowania. Wychowane właśnie przez "grupę", trendy, internet, modę, bez kompletnego poczucia realnego świata. Wiecie ... Wielu z tych osób dopiero gdy zrobi już ten swój licencjat, magistra, czy doktorat przyjdzie zmierzyć się z prawdziwym zyciem, na przykład w wieku  25 lat i ..... kompletna klapa, załamanie, bo nie ma pracy .... Bo szukają ludzi z doświadczeniem, bo nie dostaną na ręke tyle ile by sobie wymarzyli, bo po kierunku dajmy na to "Wiedza o filmie" nie przyjeli ich w kolorowym, Warszaffskim studiu TVN'u z otwartymi ramionami, bo to nie jest taka bajka jak w amerykańskim filmie . A życie ucieka.... I taki człowiek dopiero wtedy uczy się życia, raczkuje w prawdziwy świece, a latka mijają beztrosko .... Podczas, gdy spora liczba ich znajomych po technikach i szkołach zawodowych od kilku lat ma już godną posadę, doświadczenie w zawodzie, chociaż może startowali od przysłowiowej łopaty, ba, pozakładała już rodziny i wiedzie się im całkiem ok . I później stuka trzydziestka, nasz "leming" uświadamia sobie, że nudzi go jego zycie, że "nie jest gotowy na poważny związek", baaa, nie jest tak naprawdę na nic gotowy, w końcu zostaje w jakiejś nudnej robocie, z nosem w niekończących się papierach i zarobkiem wcale nie wyższym niż kolega z zawodówki, z maleńkim wynajętym mieszkankiem, albo na kredyt, sam, albo "bywając' w nich nie znaczących, nic nie przynoszących "związkch", a może lepiej powiem "kontaktach seksualnych". Żyje od weekendu do weekendu, bo jedyną rozrywką pozostało wyjście do modnego pubu, a kolejnym wyznacznikiem wartości - "bywanie" wśród ludzi z tzw. branży. Ale ja myślę, że takim ludziom bardzo wiele w życiu tak naprawdę brakuje. Że gdzieś pośród tego wszystkiego się zgubili. Uważają się za postępowych, naprawdę nie czyniąc żadnego postępu. A powiedz takiej "niezależnej" trzydziestce słowo "Rodzina" - wzdrygnie się na samą myśl, bo przecież w będąc chociażby w liceum, rodzina była dla niej niczym. Bo przecież małżeństwo jest passe, przecież ona nie wytrzyma z jednym mężczyzną dłużej niż miesiąc. "Macierzyństwo ? Przecież to obrzydliwe! A fuj , ciąża,  poród, zmienianie pieluch ... nigdy !! Ja sobie tym rączek nie splamię!" I tutaj dochodzę do mojej puenty. Może to brzmieć jak krytyka, i wiem, że po tym poście fala jadu wyleje się również i na mnie, ale ja w głębi serca bardzo takim ludziom współczuję. Oczywiście nie uogólniam tutaj, że każdy człowiek po studiach tak kończy, ale są taki wybitne jednostki, i niestety jest ich coraz więcej, bo taki schemat nakręca  wirująca maszyna współczesnego świata. Mam nadzieję, że moich znajomych z liceum nie dotknie takich ludzi, bo przecież suma sumarum, z nielicznymi wyjątkami byli to normalni, fajni ludzie, którzy dorastając mają szansę "wyprostowania" się i zmienienia poglądów. Ale tak jak mówiła, spotkałam na swojej drodze wybitne jednostki, które zmierzają do takiej małej samozagłady. Ale i im życzę jak najlepiej, bo przecież życie weryfikuje. I to można się zdziwić jak bardzo ...

2 komentarze:

  1. ciekawe czy Ty szanujesz rodziców.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, szczerze staram się z każdym dniem, bo wiem ile dobrego dla mnie, dla nas robią, jacy są wyrozumiali i zasze pomocni. Chciałabym byc taka mamą dla mojego dziecka, jaką moja mama jest dla mie.

      Usuń